Można by rzec, że my, ludzie, komplikujemy sobie życie na własne życzenie. Co rusz, ktoś lub coś nie pozwala nam być w pełni szczęśliwym, a cały świat jest przeciwko nam!
A taka Śanti (Shanti)? Nie szuka wymówek aby być szczęśliwą. Nie obwinia otoczenia, innych psów czy kotów, ba!, nawet ludzi, przez których nie jedno już przeszła. Choć mimo wszystko, jednak do tych ostatnich, zdaje się mieć farta, bo patrząc na jej obecną sytuację śmiało można rzec, że spadła jak kot, na cztery łapy!
Śanti żywot jest dość prosty, a do szczęścia potrzeba jej naprawdę niewiele. Właściwie jedna rzecz, jedna konkretna czynność stanowi o jej szczęśliwości. Tak, bieganie, a najlepiej takie w terenie, po lesie, z dużą ilością strumieni i innych kałuż.
Piątka z rana, siódemka z wieczora i masz zadowolonego haszczora!
Od kiedy Śanti – przybłęda pojawiła się pod naszą strzechą, znacznie więcej biegamy, zarówno Anna jak i ja. Choć zaryzykuję stwierdzenie, że nasza piesiowata morda też tyle nigdy wcześniej nie biegała!
Mnie to cieszy, w końcu kilometry przygotowań do Istria100 same się nie przebiegną, a tak jest dodatkowa motywacja i bodziec do wybiegnięcia w teren.
Poza tym, warto wspomnieć, że razem z Śanti odkrywamy co rusz to nowe zakamarki, o których wiedziałem i które od dłuższego czasu chciałem spenetrować. Tylko dotychczas jakoś nie było mi z tym po drodze.
Czekamy na śnieg i na reakcję Śanti na nieco odmienne niż dotychczas otoczenie oraz warunki biegowe.
Wczoraj wieczorem obejrzeliśmy dokument o życiu traperów w tajdze. Srogie zimy, cisza i bezkres śniegów. Człowiek i wierny towarzysz w postaci psa, dość często syberiana właśnie.
Nadziwić się nie mogłem, gdy w pewnym momencie, pies biegł za swym panem, mknącym na śnieżnym skuterze przez bite 150 km!!
I wiesz co? Wyglądał na szczęśliwego!
No Comments