Pamiętam jak dziś, gdy zachwycałem się swoimi pierwszymi, trailowymi butami. ‘Ochom’ i ‘achom’ rzec by można, końca nie było. Potem jednak zaczęło boleć to i tamto, dodatkowo człek się do edukował, poczytał zagramanicznych książek i zapragnął minimalistycznego obuwia/biegania!
W Polsce wciąż trochę bidnie w tym temacie, a że na tamten czas chyba najpopularniejsze i najbardziej dostępne były ‘Krupickowe’ Minimus MT10, to znalazłszy swój rozmiar (co wymagało godzin poszukiwań) i odpowiednią cenę, wszedłem w ich posiadanie. Na focie poniżej tak się prezentowały po pierwszych kilometrach w terenie 🙂
Zgodnie z zaleceniami widniejącymi na fiszce dołączonej od producenta, nie powinno się w tych butach biegać więcej (na początku) niż 10% ogólnego kilometrażu. Jako że półśrodki są tylko półśrodkami, a tych nie znoszę, więc od razu zacząłem w nich biegać na 100% 😉 Całe szczęście łydki mocne jak u konia, więc przesiadka na inne mięśnie nie była aż tak bolesna jakby się mogło wydawać. Co więcej, od tej pory innych niż minimalistyczne buty nie wchodzą po prostu w grę!
No dobra, trochę w nich zdążyłem kilometrów natłuc, jednak gdy zauważyłem przetartą siatkę po zewnętrznej stronie, doszedłem do wniosku, że warto spróbować wariantu reklamacyjnego. I tak, w nieco bezmyślny sposób pozbawiłem się jedynego, właściwego obuwia.
Na czas rozbratu z ‘Krupickami’ pozostało mi powrócić do poczciwych Asicsów (Lahar), i na nowo się z nimi zaprzyjaźnić. Przyznać trzeba, że trudny to związek, bo już po pierwszym bieganiu powróciły boleści, które z nadejściem MT10 odeszły w niepamięć.
Siostro! Skalpel!!
Tak, właściwie chyba tylko to mi zostało-zrobić z Laharów buty jakimi być powinny 🙂
Bogu dzięki, za sprawą Krzyśka namierzyłem w necie Dr Zenka i podpatrzyłem jego tunningowe, buciaste operacje. Jak powszechnie wiadomo, fach w ręku mam, więc stosując metodę ‘krok po kroku’ dokonałem operacji na Asicsach.
Na cześć Dr Zenka, moja wersja tych butów to po prostu Lahar Minimus Zen.
A było to tak:
Po godzinie 20 zapragnąłem wypróbować to cudo w terenie! Wiele nie myśląc, założyłem ‘Zenki’ i pobiegłem sobie tylko znaną drogą na Wysypań. Ku memu zdziwieniu, buty całkiem dobrze trzymały się podłoża, które w tej szerokości geograficznej dość często bywa bardzo błotniste. Całe szczęście było stosunkowo sucho, a na fragmentach brązowej mazi miałem okazję potrenować balans ciała. Bądź co bądź, jak na buty bez protektora, sprawiły się w tych warunkach doskonale. Teraz, to są znowu fajne buty!
No Comments