Rzodkiewka dla Gniewka czyli #plantPower na Zamczyska Trail.
Bo skoro mamy już Veganowego Pana Banana, to może teraz czas na mnie, na Veganowego Pana Rzodkiewkę?
.
Zamczyska Trail. Ruszyłem na drugą edycję tej imprezy z konkretnym zamiarem: poprawić zeszłoroczny czas i wskoczyć do TOP 10! Zważywszy na to, że w zeszłym roku byłem na tym dystansie 13, to zdawało się, że do spełnienia mego postanowienia droga nie jest aż tak daleka.
A jak było na pierwszej edycji możesz przeczytać TUTAJ.
.
Pakiet odebrałem dosłownie w ostatniej chwili, tak, że nawet nie miałem czasu na jakąkolwiek rozgrzewkę-no nic, czasami trzeba polecieć “na żywioł”.
Wystartowali!
Dziwnym trafem, pierwsze kilkaset metrów honorowej pętelki pokonałem na wysokiej trzeciej pozycji (tutaj już zaczęła się palić czerwona lampka, czy aby nie za szybko zaczynam), czekając tylko, aż charty z tylnych rzędów zaczną mocno szarpać do przodu, spychając mnie w odpowiednie miejsce w szeregu…
Jednak nic takiego nie miało miejsca, i jedynie Magdalena Łączak (klasa sama w sobie!) dopadła mnie na pierwszym, mocnym podejściu na Zamczyska. Myślałem, że szybko mi ucieknie, jednak ku memu zdumieniu, wciąż nie traciłem jej z oczu i wciąż napierałem w ślad za nią. Zresztą przez większość trasy tasowaliśmy się co jakiś czas, wymieniając uprzejmości i dopingując nawzajem.
.
Trzeba dodać, że gonił nas jeszcze lokalny dzik-Piotr Barud, ba! nawet Magdę i mnie wyprzedził, jednak koniec końców, skutecznie urwaliśmy się z jego pola widzenia.
Po raz kolejny doświadczyłem pozytywnych konsekwencji trzymania się własnego rytmu i robienia “swojej roboty”, prąc mocno pod górkę i paląc bieżnik na zbiegach.
Podziałało!
Niespodzianka!
Na jednym z podejść, zaczęły pojawiać się dziwne tabliczki, informujące strudzonych biegaczy o dodatkowych atrakcjach, jakie czekają za 50 czy 100 metrów. A były to m.in piwo, pepsi, herbatniki czy żelki zwisające tu i ówdzie z gałęzi drzew! Krzysztof Wiernusz Mistrz!
Rzodkiewka dla Gniewka
Jednak pęczek rzodkiewek, z dokładnym opisem, kto jest ich adresatem, rozczulił mnie po całości. I choć nie było chwili na zajadanie się nimi podczas biegu, to szybkim ruchem zerwałem jedną z nich, coby na mecie mieć co zjeść!
.
Dół-góra-góra-dół. I tak przez 20 km.
.
Na ostatnim podejściu, na którym wciąż byłem na trzeciej pozycji, zwolniłem nieco, aby się posilić.
Wtedy zza moich pleców dobiegł subtelny głos Magdy, która niczym dobry duch, konkretnym słowem zmobilizowała mnie do szybszego przebierania kopytami!
Dajesz, bo następny jest zaraz za nami!
Magda wielkie dzięki za ten mentalny kop, który pozwolił uwierzyć, że to nie sen, i że rzeczywiście mam szanse wbiec na metę jako trzeci zawodnik open!
.
Chciałem wskoczyć do pierwszej dziesiątki, a przeskoczyłem aż o 10 pozycji w stosunku do poprzedniej edycji, wprost na pudło! Do tego poprawiłem swój czas, w stosunku do ubiegłego roku o… 10 minut! Dzień dziesiątek!
.
Dziś rano, nim ruszyliśmy w kierunku Rymanowa, HAnka Szachrajka zaintonowała:
Tylko zwycięstwo, hej Gniewko tylko zwycięstwo!
1 Comment
Jagoda Gmachowska
03/09/2017 at 12:41 PMBardzo lubię po prostu. ??