Około 340 kilometr trasy. Ciemna noc, ciemny las, a ja jestem gdzieś w paśmie rozciągającym się między Szybericą a Wapielnicą.
Z rzadka biegnę, więcej idę, co jakiś czas zataczając się targany sennymi razami. Wiem, że jedynie żwawy krok zapewnia mi względne bezpieczeństwo w tej dziczy. Jeśli zdecyduję się przystanąć, przysiąść choćby na chwilę, syndrom deprawacji snu po prostu zeżre mnie żywcem. Nie wilki, nie niedźwiedzie, nie spotkany dwie noce wcześniej ryś, a sen!
Z leśnej kniei co jakiś czas dochodzą mnie różne odgłosy. Część z nich słyszę po raz pierwszy w życiu. Rozkoszuję się nimi, wchłaniam każdą działającą jeszcze komórką mojego ciała. Niektóre z nich brzmią jakby wyjęte z kostarykańskiej dżungli – działają bardzo kojąco.
Muchacho, powidoki, zjawy
Tak bardzo chcę już wejść na stokówkę prowadzącą do Wapielnicy (szczyt nad Przemyślem), że co jakiś czas łapię się na tym, że moje uszy wyłapują strzępy ludzkich rozmów… Krok za krokiem, a ostrego skrętu w prawo, wiodącego mnie w upragnionym kierunku wciąż brak. Pojawia się jednak coś zupełnie innego!
Nagle, jakieś 100 metrów przed sobą dostrzegam światło czołówki rozbijające się o gładką korę młodych buków. Radość miesza się z niepewnością i przerażeniem.
Nieufny choć pełen nadziei docieram wreszcie do świetlistego punktu, który oprócz lampki na czole, zdaje się jeszcze dzierżyć w rękach telefon.
Lekko ściszonym i niepewnym głosem wyduszam z siebie “To ty muchacho?”
Oczekiwanie na odpowiedź, które ciągnie się niemiłosiernie. Głos płynący od – zdaje się – prawdziwego człowieka stojącego właśnie na przeciw, postanawia zwolnić, rozłożyć się na czynniki pierwsze, tak aby pojedyncze drgania, które wzbudzają falę, nieśpiesznie cięły cząstki nocnego powietrza, wsączając się do moich uszu.
“Nie, to ja Marcin, z przemyskich biegaczy!” – ktoś nagle przywrócił normalny pęd czasoprzestrzeni.
Kilka dni później, gdy już było po wszystkim, z rozmowy z Aleksandrem dowiedziałem się, iż oni – mój TEAM – podejrzewają, że ów Marcin, był tylko zjawą, powidokiem, dobrym duchem, który postanowił wyprowadzić mnie z lasu…
No Comments