Zainspirowany historią mojego fińskiego przyjaciela, postanowiłem pójść w jego ślady, i podobnie jak on, na miesiąc zarzucić jakiekolwiek uczestnictwo w social medialnym życiu tego świata. A ten wpis widzisz na swoim FB tylko dlatego, że to co napiszę na tej stronie z automatu publikowane jest na fejsie.
Można by rzecz, że tym samym, miesiąc styczeń stał się dla mnie czasem wzmożonej trzeźwości, polegającej na odstawieniu uzależniających zachowań związanych ze światem social mediów.
Wylogowałem się ze wszelkich Instagramów, Fejsin, TikToków, Threadsów i innych Xsów! Tym samym zaprzestałem nie tylko scrollowania tych czy innych “łoli” i “fidów“, ale także publikowania czegokolwiek. Zero wrzutek na storiski, nawet pół literki na Threads!, Zero! Null! Kompletne nic! Ziobro!
Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że na własne życzenie wykluczyłem się z jakiejkolwiek formy życia publicznego. A w sytuacji, gdy już i tak ani nie słuchałem ani nie oglądałem radia czy telewizji, moje wykluczenie informacyjne jeszcze bardziej się nawarstwiło. Wcześniej, docierały do mnie przefiltrowane newsy z Polski czy świata chociażby w postaci storisków na MLH czy na Insta Michała Marszala. Jednak w styczniu nie miałem nawet i tego!
Mediowy detoks
Początkowe dni były dziwne. Nie powiem, że były trudne, bo napisałbym nieprawdę. Jak na dłoni można było dostrzec siłę nawyków i odruchów niemal bezwarunkowych. W momencie, gdy już miałem telefon w ręce, kciuk mimowolnie wędrował w kierunku ikonek Instagrama czy Threads, Całe szczęście w porę łapałem się na tym co właśnie zamierzam zrobić, i w efekcie tego nie robiłem. Jednak sam fakt wynikający z obserwacji własnych zachowań był o tyle zaskakujący co nieco przerażający. Odczuwany był też głód informacyjny i jakaś forma FOMO (fear of missing out), lęku związanego z tym, że może akurat teraz omijają mnie jakieś kluczowe, istotne dla mojej dalszej egzystencji informacje.
Po tygodniu było łatwiej. Okazało się, że ani świat się nie zawalił, ani ja niczego szczególnego nie straciłem. Natomiast zacząłem dostrzegać to, co zacząłem dzięki temu detoksowi otrzymywać.
Tym sposobem (choć styczeń w momencie pisania tych słów jeszcze trwa), zabrałem się za regularne pisanie nowej książki. A musisz wiedzieć, że przymierzałem się do tego od dobrych 4 lat… I nie dość, że zacząłem pisać, to jeszcze robię to na tyle regularnie, że zdążyłem już przekroczyć magiczną granicę 100 000 znaków! A to tylko liczba związana z jedną konkretną książką. Dlatego dodam, że w tak zwanym międzyczasie napisałem kilka innych dłuższych tekstów (newsletter) plus blisko 10 rozdziałów kolejnej publikacji.
Okazuje się, że świadoma zmiana starych nawyków i zastąpienie ich nowymi, zdrowszymi nawykami, skutkuje wzmożoną produktywnością i większą szansą na poczucie spełnienia w tym co się robi.
Poza zyskaniem dodatkowego czasu, który jestem w stanie tak dobrze spożytkować, zauważyłem jeszcze kilka zmian.,
Łatwiej zasypiam i lepiej śpię. Potrzebuję mniej snu, niż do tej pory. Samoistnie budzę się przed budzikiem, z niecierpliwością oczekując kolejnego dnia. Mam więcej energii w ciągu dnia. Trudniej wyprowadzić mnie z równowagi. Odczuwam więcej spokoju.
Jest jeszcze coś… myślę, co zrobić, by w ogóle nie wracać do świata mediów społecznościowych! Wiem, że w dzisiejszych czasach jest to niezwykle trudne, zwłaszcza jeśli SM są częścią twojej pracy, miejscem w którym najłatwiej spotkasz swego potencjalnego klienta.
Jest pewne rozwiązanie, które w styczniu testowałem – newsletter. Poważnie myślę, nad uruchomieniem takiego dla platformy gniewomir.in – myśl-jedz-biegaj!
No Comments