Tak jak wilka ciągnie do lasu, tak człek, który raz zasmakowawszy długodystansowej poniewierki, co rusz szuka nowych i bardziej popieprzonych wyzwań.
A że do Chorwacji mam jakieś takie dziwne ciągotki, to wiele wskazuje na to, że już za kilka miesięcy będę tam w nieco innym niż dotychczas charakterze. I wtedy też, może się okazać, czy rzeczywiście mam charakter!
Kilka wpisów temu dokonałem delikatnego podsumowania moich biegowych wydarzeń A.D. 2015. Obiecałem wówczas, że niebawem skrobnę choćby kilka słów o planach na nadchodzący rok. Pora ku temu dobra, czas jest, zatem do dzieła!
Moim zdecydowanym celem numer 1 na 2016 rok jest impreza o wiele już mówiącej nazwie Istria100! Dokładnie tak – Istria, przecudny chorwacki półwysep, przez który wiedzie droga, prowadzona w większości górskimi ścieżkami, licząca przysłowiowe 100 mil, które w przeliczeniu na nasze daje około 172 kilometry! Z jednej strony ta odległość mnie przeraża, a z drugiej pociąga, fascynuje i sprawia, że krew w żyłach zaczyna mocniej buzować. Co ciekawe, nie wiedzieć czemu, na myśl o tej przygodzie czuję ogromny, pozytywny, wewnętrzny spokój. Tak jakby serce i umysł w jednej mantrze próbowały zawrzeć istotny dla mnie przekaz: shanti! shanti! shanti! Om!
Zdecydowanie jest o czym rozmyślać, jest nad czym pracować! Ale przecież o to chodzi!
Z Istrią100 związany jest niecny plan. Ukończenie tego biegu znacznie przybliży mnie do realizacji pewnego Cool Impossible! Ktoś już wie, o co może chodzić?
Biegiem numer 2, na którym mi zależy, jest Zaporowy Maraton na dystansie około 60 km. Świetna, kameralna impreza, i trasa, którą tym razem zamierzam pokonać w pełnym rynsztunku Indian Raramuri, czyli huarachach, spódniczce i otwartym, pełnym miłości sercu!
W tak zwanym międzyczasie, wraz z przyjacielem zza dwóch gór, niejakim Erwinem, zostaliśmy wylosowani do Biegu Rzeźnika. Będzie to start, który chcę potraktować treningowo, jako formę dalszych przygotowań, a przede wszystkim jako kawał fajnego, biegowego czasu spędzonego wspólnie z Erwinem w ukochanych i rodzinnych Bieszczadach!
Przed Rzeźnikiem jest jeszcze węgierskie UTH 55, na które zapisałem się po namowach Csanyi, Organizatora tejże imprezy. Jednak dałem mu jasno do zrozumienia, że na 50% raczej w nim nie wystartuję. Co za dużo, to nie zdrowo!
Jest jeszcze taki jeden, bardzo magiczny i unikatowy, bo koleżeński bieg Nepomuk Trail. Trasa wiedzie niebieskim szlakiem, łączącym krainę odrzykońskiego zamczyska z dębicką aglomeracją. Fantastyczna impreza, bez ścigania, bez przegranych, wiedziona braterskim duchem, pod bacznym okiem Nepomuka. Z zimową edycją tego biegu startujemy w połowie stycznia, szykując się na solidny, blisko 60 km trening, prawdopodobnie w zimowej scenerii.
Cóż, plany są ambitne, lecz z pewnością do zrealizowania. Najważniejsze to mieć jasno nakreślony cel oraz ciągłą motywację i chęć do jego osiągnięcia. W takim nastroju, i kosmos, i ludzie i sam Gowinda okażą się przychylni, i to co wczoraj było niemożliwe, dziś stanie się rzeczywistością!
2 komentarze
Mysza
11/12/2015 at 7:08 PMA ja głupia myślałam, że to stówka ale kilosów xD
Gniewomir Maiski
11/12/2015 at 7:15 PMZapowiada nam się ciekawy maj na Chorwacji 😉