Zagięta przestrzeń czasowy zip.
Jeśli wierzyć nauce*, to mój organizm do należytego funkcjonowania w dobowym cyklu, potrzebuje około dwóch tysięcy kalorii. Zakładam, że ich spalanie zamyka się w podobnym przedziale, więc co zrobić i co myśleć, gdy okazuje się, że w przeciągu 26 godzin, spalił tych kalorii grubo ponad jedenaście tysięcy!?
* wynika to ze wzoru Mifflin’a-St Jeor’a
Mówiąc krótko, w jedną dobę spaliłem tyle energii, ile normalnie potrzebuję do przeżycia około pięciu takich cykli (dób)!
Czy wobec tego zagięta przestrzeń czasowy zip zdają się skrywać odpowiedź na to przedziwne zjawisko?
Po części, myślę że tak.
Gdy postanawiasz wystawić swoje ciało, umysł i ducha na silne doznania płynące z pokonywania dużych odległości ‘z buta’, do tego w pojedynkę, w dzikim terenie i bez odpoczynku, musisz liczyć się z tym, że będzie ci dane spojrzeć na świat z innej, niż dotychczas perspektywy. A jeśli uda ci się po tym wszystkim wrócić w domowe pielesze, wiedz, że nie będziesz już tym samym człowiekiem.
140 km z perspektywy podróży samochodem to bardzo przeciętna odległość. Samolot pasażerski przemierza ten dystans w niespełna 15 minut. Jednak, gdy spróbujemy przebyć taki odcinek jedynie siłą naszych mięśni, jadąc na rowerze, płynąc kajakiem czy biegnąc, wówczas jego perspektywa zmienia się w mgnieniu oka.
Względność naszej rzeczywistości zaczyna przybierać bardziej realne kształty, jakkolwiek surrealistycznie by to nie brzmiało!
Pakujesz plecak z myślą o tym, co może się wydarzyć w nieodległej przyszłości, planując swój obiad, podwieczorek, deser i kolację, nie zapominając o przekąskach i mocnym śniadaniu. Kombinujesz jak zdobyć wodę w miejscach, gdzie diabeł mówi dobranoc, a niedźwiedź grzecznie informuje o swym bytowaniu.
Nagle nie możesz narzekać na brak czasu, bo akurat jest ci go dane więcej, intensywniej i mocniej, niźli mogłoby się zdawać.
Wpadasz na szlak, niby jesteś tu i teraz, jednak myśli mkną znacznie szybciej, wyprzedzając rozwój zdarzeń. Marzysz i spełniasz to, co sobie wyśniłeś.
Przed tobą otwiera się nowa, choć pozornie znajoma przestrzeń. Pogórze Przemyskie, rozległe, piękne i na swój sposób dzikie. Kilometr za kilometrem, minuta za minutą, szczyt za szczytem. Wbiegasz na Podgórze i leżącą tam Kalwarię. Do twych nozdrzy dolatuje cudna, kwietna woń, której źródła nie sposób umiejscowić, a która subtelnie uderza w struny twej wrażliwości. Przez moment masz ochotę na głos oznajmić kalwaryjskim mieszkańcom, że pięknie tutaj mają!
Słońce chyli się ku zachodowi, a tymczasem tobie bliżej jest do wschodu. Gubisz drogę i jak w malignie budzisz się dopiero przy żółto-niebieskim znaku, który tylko uzmysławia ci twoje położenie. Trochę mścisz pod nosem, ale nie poddajesz się! Tutaj nie ma czasu na stękanie, załamywanie rąk i fochy. Wytężasz umysł by na nowo odnaleźć właściwą drogę.
A wbrew pozorom, poszukiwanie zagubionej ścieżki pożera mnóstwo kalorii!!
Spokojnie! Poczujesz to jeszcze mocniej w Jureczkowej, gdzie po omacku przyjdzie ci szukać niebieskiego szlaku. Gdy już ci się zdawać będzie, że go masz, i że znów podążasz właściwym tropem, bezlitośnie przyjdzie ci szukać go na nowo, licząc na szczęścia łut. Trzy kilometry i nic, a w brzuchu burczeć zaczyna!
Wzeszedł już księżyc, a ciekawscy mieszkańcy lasu, których ślepia co rusz widać, bacznie przyglądają się twej szamotaninie. A tobie jeść się chce! Im zapewne też…
PS Chcesz więcej? Daj mi o tym znać, klikając ‘Like”, komentując, udostępniając!
No Comments