W naszym domu wolność to nie tylko słowo klucz, ale przede wszystkim wartość, którą się szanuje i bardzo ceni.
Związek dwojga osób to sztuka kompromisu, co dopiero mówić o sytuacji, w której los złączył ze sobą trzy persony, które umiłowanie wolności mają we krwi, a do tego są przedstawicielami odmiennych gatunków!
My i Shanti – uczymy się siebie nawzajem. W jej oczach razem tworzymy nowe, nieco pomieszane i mało liczne stado. Odwieczne prawa natury – ktoś w stadzie musi być alfa, a ktoś beta.
Szanując dzikość Shanti oraz jej naturalną potrzebę wolności w ruchu, szukamy cech wspólnych.
I tym sposobem, dziś dwa razy byliśmy w terenie. Biegaliśmy, odczuwaliśmy wiatr i przeszywające zimno, cieszyliśmy się wspólnym towarzystwem, niczym nasi praprzodkowie. Szukaliśmy drogi środka, rytmu i balansu.
Dzikość Shanti szybko daje o sobie znać. Wczoraj wieczorem po prostu zwiała, i dopiero po jakimś czasie postanowiła jednak wrócić, meldując się na schodach cała szczęśliwa. Trochę za nią chodziłem, szukałem, nawoływałem. W końcu uznałem, że to bez sensu, a w oczekiwaniu na gówniarę, postanowiłem zrobić kilka nocnych zdjęć 😉
Podczas dzisiejszego, porannego truchtania nieźle się napracowałem, aby utrzymać ją na smyczy, gdy ta była gotowa polecieć za dwoma sarnami.
A wieczorem, gdy przemierzaliśmy w trójkę okoliczne pola z miejsca była gotowa dopaść cichcem przemykającego zająca. Cóż, taka natura!
Słowem podsumowania dodam tylko, że chyba psu dogodziliśmy, bo teraz śpi, padnięta aż miło. Znaczy się, POBIEGANE!
No Comments