Po blisko ośmiu latach znów przekraczam klasztorną bramę. Początkowo myślałem, że uda mi się tutaj powrócić dużo wcześniej, jednak życie i codzienna walka o przetrwanie pochłonęły mnie bardziej niżbym się tego mógł spodziewać. Egzystencjalna proza szybko wyrywa ze snu, w którym niczym ptak, podróżuję wtedy gdy mam tylko na to ochotę.
Osiem lat rozłąki, setki nieprzespanych nocy, podczas których odtwarzam wciąż świeże ujęcia czasu przeszłego. Momentami bardziej jest tam, aniżeli tu, i chociaż na zewnątrz wiodę z pozoru normalne życie, to w środku plewię ryż, doglądam krów i wiodę życie pioniera.
Z Nicoyi do Madhuwan jest około 18 km, jednak by wdrapać się na górę, pośrodku której usytuowany jest aśram do którego zmierzamy, trzeba pojazdu z napędem na 4 koła. Dość sprawnie organizujemy odpowiednią taksówkę i ruszamy przed siebie.
Ania i Paweł podziwiają krajobraz kostarykańskiej Sahary, który przewija się za oknem samochodu, a ja w ciszy kontempluję te widoki na sobie tylko znany sposób. Naturalna analiza porównawcza włącza się w głowie, a ja co jakiś czas lakonicznie oświadczam, że tak naprawdę, przez te osiem, bardzo długich lat niewiele się tutaj zmieniło.
Co prawda wycięte plantacje teka czy nieco zniwelowany podjazd to znaczące zmiany w przestrzeni, jednak duch kostarykańskiej ziemi, który lata temu uwiódł mnie i skradł moje serce pozostał taki sam.
U wrót klasztornej bramy wita nas Bradżasundari, Polka z którą te mityczne osiem lat temu, przez pewien czas pełniłem mnisią posługę.
Powitanie jest bardzo serdeczne, a ja mam wrażenie jakbyśmy się nie widzieli tylko 2 tygodnie! W jednej chwili, całe zmęczenie wywołane całodzienną podróżą ulatuje w niepamięć.
We mnie budzi się ogromny głód poznania i ciekawość-jak dziś wygląda Madhuwan?! Jak zareaguje na mnie Gaurasundar, czy koniom i krówkom wydam się choć odrobinę znajomy?
Dziwnie i trudno jest zostawiać miejsca, w których wcześniej żyłeś, współtworzyłeś je, wkładając sporą część siebie, swoją pracę, zdrowie i serce. Jeszcze trudniej jest opuszczać osoby z którymi zżyłeś się bardziej niż z najbliższymi krewnymi.
Podobnie jest z powrotami. Ty nie jesteś już tą samą osobą, która lata temu tutaj mieszkała. Teraz, to miejsce żyje swoim własnym rytmem, i choć z nowymi ludźmi i sytuacjami, wciąż w swych fundamentach pozostaje niezmienne, dynamiczne i bezgranicznie inspirujące.
Takim właśnie miejscem było i jest dla mnie Madhuwan!
W porze deszczowej na tym polu rośnie ryż
Poranki, poza drobnymi różnicami, są tutaj, niezmiennie od dziewięciu lat takie same!
Niezależnie od dnia tygodnia czy pory roku, tuż przed 5 rano, ze wszech stron mnisi zaczynają schodzić się do świątyni-centralnego miejsca klasztoru.
Wraz z nimi, w blasku miliona gwiazd i delikatnej smudze światła sączącego się z latarki, mkniemy i my.
Punkt 5:00 przestrzeń przeszywa mocna wibracja dobiegając z konchy, w którą właśnie dmie kapłan.
Z wolna świątynna przestrzeń wypełnia się brzmieniem ręcznych czyneli (karatale) oraz glinianego bębna (mridanga), a po chwili w rytm tej prostej muzyki nucona jest pierwsza, poranna pieśń…
Noc się kończy i światło brzasku wkrada się .
O duszo, wstań i porzuć swój sen.
Intonuj święte imiona Pana Hari,
który obdarza wyzwoleniem;
No Comments