Po sytym śniadaniu wyruszamy na obchód Madhuwan. Najwyższa pora by sprawdzić czy to, co wciąż w mej pamięci żywe ma swe odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Jednym z obrazów, który siedział głęboko w mojej głowie przez te ostatnie osiem lat, to była iguana buszująca pod koroną rozłożystego drzewa awokado. A im bardziej owoce dojrzałe, tym większe było prawdopodobieństwo aby ją tam spotkać!
Gdy spłoszona, szybko porzucała żer wdrapując się na pochylony nieco pień drzewa, by w bezpiecznej odległości przeczekać i zaraz potem, z powrotem zejść na ziemię by dokończyć tłuste łowy.
Zazwyczaj uciekała właśnie wtedy, gdy my ruszaliśmy w poszukiwaniu świeżo opadłych na ziemię odżywczych smakołyków.
Dobre drzewo, było na tyle wspaniałomyślne i tolerancyjne, że żywiło zarówno smoczą jaszczurkę, jak i nas.
Gdy dotarliśmy wreszcie do miejsca, gdzie stare drzewo awokado zwykło rosnąć, Bradża oznajmiła nam, że jakieś dwa lata temu po prostu przewróciło się i umarło!
Trwało w tym miejscu kilkadziesiąt lat, żywiło swymi owocami najrozmaitsze istoty, rzucało przynoszący ulgę cień, radowało swym widokiem.
Lecz pewnego dnia, przyszedł i na nie kres.
Za starym drzewem awokado płakali mnisi, płakała iguana, a dziś łzę ronię i ja.
1 Comment
Jagoda Gmachowska
22/09/2017 at 9:37 PMwow ! 🙂