W sobotę 24 stycznia o godzinie 7:30, grupka śmiałków wystartowała z dębickiego rynku…
tak brzmiały tylko niektóre nagłówki popularnych tabloidów. A jak było naprawdę?
Różne są sposoby spędzania wolnego, weekendowego czasu. Niektórzy w sobotę myją okna, niektórzy robią zakupy, a jeszcze inni wstają skoro świt, przywdziewają obcisłe gacie, biorą tobołek pełen jedzenia, zbierają się na rynku (np. w Dębicy) i biegną. Cel takiej dziwnej aktywności różni się, w zależności od osobnika, grupy oraz wyznaczonej marszruty-jednak od lat, dominującym i stałym pozostaje chęć spędzenia czasu na łonie natury. Przynajmniej tak się wydaje. Z całą pewnością jedna rzecz pozostanie niezmienna-solidy łomot, cielesna poniewierka, która niczym rozżarzony pręt odciska swe piętno na duchu każdego uczestnika.
No dobra, przejdźmy do konkretów.
Trasa: Dębica-Zamek w Odrzykoniu. Niebieski szlak PTTK, jeden z najstarszych w tej okolicy. Magiczna podróż między dwoma Pogórzami-Strzyżowskim oraz Dynowskim. Kręte ścieżki, polne drogi, drzewa rezerwatu Herby, i niepozorny Nepomucen, doglądający nas z ukrycia. Mgłą spowite buczyny, śniegiem przyprószone błoto. Kolejne podejście, kolejny zbieg, kolejne słowo zamienione z towarzyszami podróży. To właśnie jest Nepomuk Trail-koleżeński bieg dziwnych ludków.
Powrót do korzeni. Natura-dzika, piękna i bezwzględna. Gdy zapasy w biegaczym tobołku kończą się, zwierzęcy zew budzi się i zatruwa umysł. Tylko świadomość pozwala zapanować nad ciałem i umysłem, by nie dać się szaleństwu do reszty pochłonąć.
Punkt odżywczy.
Około 32km trasy. Gdzieś w okolicach Stępiny, której zabunkrowana aura wciąż unosi się w powietrzu (historia), czeka na nas Aga i przez nią pieczone muffinki!
Pojawiamy się w wyznaczonym punkcie. Wymieniamy uprzejmości i w rodzinnej atmosferze pochłaniamy kaloryczny prowiant (niebo w gębie!), i ruszamy dalej. Byle do Wiśniowej, potem to już jestem w domu! (prawie).
Najedzeni, żwawo przemierzamy trasę do Wiśniowej, która dość szybko się kończy, na pożegnanie racząc nas przejściem po linowej kładce-czuję się niczym Indiana Jones!
Mocnym podejściem wdrapujemy się na Pasmo Jazowej, obfitujące w co rusz porozrzucane skały i skałki. Trasa przybiera kształt mocno pofałdowanej, dzięki czemu nie doświadczamy monotonii, dostarczając naszym mięśniom możliwości wykazania się w co rusz to nowej konfiguracji.
Suma summarum, okazało się, że trasa to nie 55km, a prawie 60km. Niby tylko 5km różnicy, a jednak! Na takim dystansie, do tego w terenie mocno pofałdowanym (suma samych podbiegów to 1800m!), o podłożu konsystencji mazi błotno-śniegowej, i przy braku zapasowych kalorii (które zimą uciekają nader szybko), ten ekstra odcinek pozostawił głębokie ślady w psychice 😉
Całe szczęście, na jakieś 4km przed metą, dopadł do nas Krzysiek z Winterem. Zapodał informację o dokładnym kilometrażu jaki nam pozostał do pokonania, uruchamiając tym samym ukryte siły nepomuckiej załogi.
Na mecie czekały na nas Aga z Rudą, oraz pyszna zupa, która była przyjemnie gorąca! 5L zupo-kremu rozeszło się w mig.
Ciała nasze ponownie nabrały odpowiedniej ciepłoty, i z automatu przystąpiły do naturalnej samoregeneracji.
Pojedzeni i szczęśliwi zrobiliśmy sobie nawet pamiątkowe zdjęcie.
Każdy z zaangażowanych w Nepomuk Trail dostał okolicznościowy medal-prawdziwy Biały Kruk wśród medali biegów ultra!
Wielkie dzięki dla całej ekipy za wspaniale spędzony czas. Za nowe znajomości, za towarzystwo, za wspólnie jedzone muffiny, za ciepłe słowo na trasie.
Aga&Dyzio; Maciek; Jarek; Włodek; Mateusz; Ruda&Krzysiek&Winter- Nepomuk Bless You 🙂
No Comments