Zaraz, zaraz. Jaki zakon?
Hmm, jak myślisz, czy taki nagłówek może sugerować, że kiedyś miałem barwne życie?
Pewnie się zdziwisz, gdy moja odpowiedź zabrzmi: zdecydowanie nie!!
A to dlatego, że mój żywot nie tylko był, ale wciąż jest i barwnym zawsze będzie! I mimo bujnej wyobraźni, inaczej sobie tego nie wyobrażam!
Zdarza się, że od czasu do czasu, przy okazji jakichś tam rozmów, wychodzą na jaw pewne fakty. I mimo iż nie są to przysłowiowe trupy wypadające z szafy, to i tak budzą one sporo emocji, na bazie których, chwilę później zostaję zalany oceanem pytań.
To jaki ten zakon?
No dobra, może nie zupełnie takie właśnie padły słowa, jednak w zadanym wówczas pytaniu chodziło właśnie o mą mnisią przygodę.
Skoro mnich, to pewnie chrześcijański, a więc jaki zakon, panie dzieju?
W sumie trudno się dziwić temu naturalnemu tokowi rozumowania, skoro w takim a nie innym systemie większość z nas wychowano. Więc tym bardziej zrobi się ciekawie, gdy przeczytasz, że nie dość, że nie byłem mnichem w tradycji katolickiej, to jeszcze mój klasztor nie mieścił się ani w Polsce, ani w Europie. I mimo iż, gaudija wisznuizm wywodzi się z Bengalu, to nie tam stawiałem swe pierwsze, mnisie kroki.
Cała naprzód ku nowej przygodzie!
Bilet zakupiony. Walizki spakowane. Oczekiwanie i ekscytacja tym, na co właśnie się porywam.
Po sześciu latach w Warszawie, po burzliwym związku zakończonym w majestacie prawa, w poszukiwaniu samego siebie, nowej przestrzeni i sensu życia, wyruszam do Północnej Kalifornii.
Stary sekwojowy las, mała świątynka, urocze stadko mini-zebu i kilka jurt rozrzuconych na terenie klasztoru. Audarja, bo taką nazwę nosi owo miejsce, w wolnym tłumaczeniu ma kilka znaczeń: “szczodrość“, “boskie piękno” czy “wspaniałomyślność“,
Audarja to jeden z klasztorów (aśramów) Śri Czajtanja Sanghi, społeczności budowanej na kanwach wisznuizmu gaudija. Jej założyciel, Swami Tripurari, to nie tylko mnich, podróżujący sannjasin z przeszło czterdziestoletnią praktyką, ale przede wszystkim osoba doskonale znająca współczesną rzeczywistość, dzięki czemu, duchowa praktyka, którą dzieli się z innymi, jest zrozumiała, zdroworozsądkowa i chwytająca za serce.
Klasztorne życie jest bardzo dynamiczne, zwłaszcza gdy obsada jest mała a plany wielkie.
Gdy serce na właściwym miejscu jest
Krok zamienia się w taniec
A odgłos szufli w słowa pieśni ofiarnej
I bez znaczenia zostaje czy korale modlitewne
Czy motyka na zagonie
Czy widły w krowiej kupie
Tylko to komu rezultat tych działań ofiarujesz
Tylko to istotne jest.
Fotka oddająca ducha klasztornego życia
Wiele w tym temacie pisać, wszak nie byłem mnichem na jeden dzień…
Chcesz więcej? Daj znać! Ciekawy wpis? Podaj dalej! 🙂
No Comments