Podczas pobytu w Madhuwan dostrajamy się do rytmu życia jaki tutaj panuje. Pobudka około 4:30, potem znimny prysznic, przyodzianie i wymarsz w kierunku świątyni. Poranna liturigia trwa blisko godzinę. Potem jest czas na indywidualną medytację.
Około 8:30 wspólnie jedmy śniadanie. Po posiłku mnisi udają się do swoich zajęć, a wczoraj, razem z Anną postanowiliśmy wziąć udział i w tej części klasztornego życia.
Jedną z żyjących tutaj mniszek jest Polka, Bradżasundari, i to właśnie z nią tworzyliśmy 3 osobowy team sprzątający domki gościnne. Przyjemne z pożytecznym, czyli robota wre, a przy okazji jest czas na pogaduchy w ojczystym języku.
W tak zwanym międzyczasie wkręciłem się do pomocy bardziej technicznej… Murli, tutejsza złota rączka, wziął się za instalowanie ogrzewacza, tak aby goście odwiedzający Madhuwan, mieli pod prysznicem ciepłą wodę. Od słowa do słowa i temat ogarnialiśmy już we dwóch. Śmiać mi się chce, gdy tylko pomyśle o tym, że ten ogrzewacz czekał aż 8 lat na zainstalowanie! Tak, to jest dokładnie ten sam sprzęt, który tutaj kupowałem blisko dekadę temu, a który do tej pory stał bezużyteczny.
Cóż, tutaj po prostu zbyt dużo się dzieje, a mnisia załoga ma ograniczone zasoby, więc nie wszystko da się od razu zrobić.
No Comments