Nie znoszę pożegnań!
Nim się człowiek obejrzy, z powrotem siedzi w samolocie, zastanawiając się jakim cudem ten czas tak szybko płynie! Jego relatywność przeraża tak samo, jak to, że jest on całkowicie bezstronny i nieubłagany.
Pobudka o 3:15, prysznic, upchanie w plecakach jeszcze nie spakowanych drobiazgów i wyjazd z Madhuwan. Smutek i żal, że to już koniec tej przygody, rozdzierają serducho, potęgując jedynie pragnienie powrotu do uroczej Kostaryki.
Z Belen mieliśmy bezpośredni autobus aż do lotniska w San Jose. Z Madhuwan zabraliśmy prowiant, w postaci organicznych, tam wyrosłych cuadrados (jedna z odmian plantana, będącego swoistym połączeniem plantana właśnie oraz banana. Gdy średnio dojrzały idealnie nadaje się do smażenia, a gdy dojrzały świetnie smakuje na surowo).
Podczas odprawy w San Jose, okazało się, że mogą nas ‘zapakować’ na wcześniejszy lot do Panamy. Wiele nie kminiąc, chwilę później siedzieliśmy na pokładzie samolotu Copa Airlines w drodze do lotniska Tocumen.
Po cuadrados zostało już tylko wspomnienie. Siedzimy i czekamy w Panamie na lot do Amsterdamu.
A później już z górki. Z holenderskiej stolicy samolot do Warszawy, a chwilę później autobus do Rzeszowa, w którym według planu powinniśmy się zameldować około 23:45.
Pozostaje jedynie nierozwiązana logistycznie kwestia transportu, o tak późnej godzinie, do naszej Krasnej…
No Comments