Przyznaję, zgrzeszyłem! W pierwszy Dzień Wiosny strzeliłem WInO…
WInO czyli Wiosenna Impreza na Orientację. Zapisałem się na te zawody dzięki Dyziowi. Był to wieczór, gdy dopadło mnie przygnębienie i ogólna apatia. Z pomocą przybył Dyzio via FB podsyłając link do WIn’a 😉 Skorzystałem, szybko opłaciłem wpisowe (całe 10PLN!). I jakoś tak z miejsca humor mi się poprawił.
Biegi na orientację to dla mnie nowość. Specyficzne prawa jakimi się takie zawody rządzą wprawiły mnie w lekkie, początkowe zakłopotanie. Jednak już po drugim punkcie kontrolnym wiedziałem, że tutaj biega się zdecydowanie inaczej, i że trzeba ciąć trasę jak tylko się da 😉
Dość naturalnie, tuż przed startem zbudowaliśmy mini 3 osobowy team. Rzec można nawet dream team! Dzięki doświadczeniu moich współorientująych towarzyszy bardzo sprawnie odnajdywaliśmy poszczególne punkty, a tych na naszej 30km trasie było 11.
Nie będę ukrywał, że najciekawszym i najbardziej wymagającym okazało się podbicie karty na punkcie usytuowanym tuż pod drzewem, na zakolu rzeki. Niby można było się tam przeprawić przez most, jednak ten był oddalony o jakieś 500m od miejsca, w którym na tamtą chwilę się znajdowaliśmy. A wiadomo 2 x 500 = 1k, a na żadną stratę czasu nie ma co sobie bez sensu pozwalać. Nasz główny nawigator rzucił hasło o przeprawie bezpośredniej. Znaczy się przeprawa w pełnym rynsztunku przez zimną i dość głęboką rzekę 🙂
Całe szczęście pogoda tego dnia dopisywała, było nadzwyczaj ciepło i słonecznie. Buty i reszta ubioru dość szybko przeschły, a sama przeprawa dodatkowo pobudziła krążenie i chęć do walki o jak najlepszą lokatę. Bo jak się okazało, ta była całkiem dobra-trzymaliśmy się naszą ‘kamandą‘ w ścisłym czubie.
Mnie najbardziej zaskoczył punkt o nazwie ‘Leśna Osada’. Jak już udało się nam go namierzyć w terenie i zobaczyć na własne oczy, długo nie mogłem wyjść ze zdumienia po tym, co właśnie ujrzałem. Wyobraź sobie bukowy las, ciągnący się wzdłuż wąwozu, co jakiś czas poprzecinany małymi potoczkami. Biegniesz w dół, wzdłuż jednego z takich właśnie cieków, aż tu nagle twym oczom ukazuje się coś na kształt jurty! (akurat z jurtami miałem trochę do czynienia…). Jakaś taka dziwna, leśna samowola budowlana, z mostkiem, tarasem a w bliskim sąsiedztwie mini sanktuarium Jezusowo-Maryjnym. Do dziś nie wiem co tam tak naprawdę zobaczyłem, jednak tak to wtedy odbierałem 🙂
Ogólnie rzecz biorąc-impreza bardzo fajna! Cudna pogoda, fajni ludzie, ciekawe tereny, jednym słowem przygoda na 102. No i III miejsce zespołowo wywalczone!
Już teraz wiem, że jak tylko zdrowie dopisze to w przyszłym roku znowu tam się pojawię!
PS – Dyzio – dziękuję za namówienie mnie na WInO oraz fotki z imprezy!
No Comments