Wege i cherlawy astmatyk
Tak, to o mnie! Choć w pierwszym momencie, ktoś mógł pomyśleć o zgoła innej personie. Cóż, pewnych faktów ukryć się nie da. Zatem, przyznaję bez bicia i bez nacisków ze strony władz do: “astmatyzmu”, “cherlawości”, a co gorsza do nie jedzenia mięsa!
Zaczęło się dość wcześnie bo już po 4 miesiącach mojej ziemskiej egzystencji. Od tego momentu byłem stały bywalcem gabinetów lekarskich, choć nikt tak do końca nie wiedział co mi jest.
Konkret nadszedł nieco później, bo jakoś przy okazji jednej z wizyt u naszej jarosławskiej rodzinki. Pamiętam jak dziś, gdy leżałem na łóżku, tępo wpatrując się w ścianę, otoczony gronem dorosłych, bezskutecznie próbując złapać maleńki haust powietrza.
Miałem wtedy jakieś 2 latka i dość szybko wyszło szydło z worka: pełna gama wszelakiej maści uczuleń plus astma. Tego pamiętnego dnia odratował mnie niejaki Dr Kozak. Zresztą, gdy tylko powrócę pamięcią do tamtych chwil, dość szybko, bezbłędnie i w kolorach odtwarzam w myślach jego gabinet.
Od tego momentu stałem się obiektem specjalnej troski. Choć i tak, moi rodzice byli na tyle rozsądni, że mimo zaleceń specjalistów nie trzymali mnie pod kloszem. A trzeba dodać, że mieszkaliśmy na wsi zabitej dechami, do tego w otoczeniu całego mnóstwa mocnych alergenów, takich jak np. stado owiec, psy pasterskie, koty, kury, pyłki traw, drzew, roztocza żyjące w kurzu, etc.
Jako dziecku gór, rodzice starali się za wszelką cenę otworzyć dostęp do morza i wszechdobrego jodu, naturalnie występującego w nadmorskim klimacie. Stąd tak liczne wypady nad Bałtyk.
Można by rzec, że dzięki astmie i alergiom, mimo trudnych i nie sprzyjających temu czasów, jeździłem i zwiedzałem już od najmłodszych lat, i to w najlepsze!
Cała paleta magicznych zastrzyków, odczulajacych specyfików i wizyt u przemyskiego specjalisty w temacie astmy (do Przemyśla to były wyprawy całodniowe, ba, bywało i tak, że wracaliśmy dopiero po dwóch dniach!), to ponury obrazek z mojego dzieciństwa.
I tak rok w rok, aż do ukończenia ósmej klasy podstawówki, kiedy to z racji wieku zostałem wyjęty spod kurateli przemyskiej placówki.
Na WueFie próbowano mnie ze wszech miar oszczędzać, do tego stopnia, że gdy były jakiekolwiek zaliczenia związane z bieganiem, mnie z automatu do nich nie dopuszczano… Przykro wtedy było, i dziecię wyalienowanym się czuło.
Wege i cherlawy astmatyk
Jednak to astma przyszła mi z pomocą podczas komisji poborowej i dzięki niej przyjąłem magiczną i wysoce pożądaną literkę “D”, wbitą do zielonej książeczki.
Wiodąc tak swe cherlawe życie w ścisłej symbiozie z astmą i alergiami, wpadłem w złe towarzystwo i postanowiłem przestać jeść mięso! Z niejasnych powodów, nowo wdrażany nawyk żywieniowy, zadziwiająco szybko i pozytywnie wpłyną na stan mojego organizmu. Alergie zaczęły odchodzić, jedna po drugiej, zapomniałem o atakach duszności, w kąt odrzucając “psykacz”, z którym przez większość życia jak dotąd się nie rozstawałem. Co więcej, nadkwaśność również odeszła w siną dal!
Panie, teraz nie robią 50 kilowych worków z cementem!
Przyznam, że to było dla mnie nie lada zaskoczenie. Zupełnie przypadkiem dowiedziałem się od jednego ze znajomych, że teraz nie produkują już 50 kilowych worków z cementem. Przerzucili się na worki o masie 25 kg. Ok, ale dlaczego o tym piszę? Otóż, jako cherlawy młodzian, do tego wegetarianin, pewnego dnia zostałem pomocnikiem tynkarza. Do mnie należała cala czarna robota, czyli zrobienie porządnej zaprawy, co wiązało się z przerzucaniem tych nieszczęsnych 50 kg worków z cementem oraz wapnem po 9-10 godzin dziennie. A przecież mozolnie przygotowaną mieszankę, trzeba było jeszcze taczkami wwieźć do środka budynku, co wcale nie było takie łatwe.
Gdy właściciel budowy dowiedział się, że nie jem mięsa, od razu chciał załatwić mi kogoś do pomocy. Taki trochę obłęd, pomocnik tynkarza potrzebuje swojego pomocnika, bo chłopaczyna taki bidny, cherlawy… Bo mięsa nie je!! Znając swoje możliwości, grzecznie odrzuciłem propozycję, decydując się na rzetelną robotę, na poziomie prawdziwego “kiełbasiarza“.
W porze obiadowej, Pan tynkarz stołował się u właściciela, który przy okazji miał smażalnie ryb, a ja w tym czasie rozkładałem swój piknik na pobliskiej łące i wcinałem to, co wcześniej samemu przygotowałem w chałupie.
Po kilku dniach, zaczęły dochodzić mnie słuchy, że zarówno tynkarz jak i właściciel budynku są w szoku, przecierają oczy ze zdziwienia widząc moje poczynania, i to, że w żaden sposób ani siłą ani wydajnością nie ustępuję tym, którzy właśnie mięso jedzą!
Wege i cherlawy astmatyk
Po kilkunastu latach mój stan jednak się pogorszył. Wbrew wszelkim zaleceniom zacząłem biegać, a do tego odstawiłem mleko i wszelkie jego przetwory!
Co równie ciekawe, to to, że problemy ze skórą, które nawet na diecie wegetariańskiej też mnie nękały (egzema), na jedzonku stricte roślinnym po prostu zniknęły! Zero maści, zero zastrzyków czy innych odczulaczy!
Okazało się jeszcze, że potrafię biegać, do tego cholernie długo i bardzo wydajnie!
Mówię Ci, niczego nie zmieniaj w swoim życiu, nie eksperymentuj, zostań w tym co znasz, w czym czujesz się bezpiecznie. Nawet nie myśl o zmianach, nie przestawaj jeść mięsa, nie biegaj, nie bądź szczęśliwy. Acha, i błagam, nie graj na ukulele!
Wege i cherlawy astmatyk
No Comments