… łam czego rozum nie złamie, śpij mimo urywającego łeb wietrzyska!
Właściwie wiało jak już tutaj dotarliśmy. Ale wtedy był dzień, słonko i w ogóle. Gdy zapadł zmierzch, a przez okno naszego pokoiku niczego już nie dało się dostrzec, wyobraźnię zacząć nakręcać wiatr.
Lokum mamy ulokowane na poddaszu czyli innymi słowy na I piętrze. Musisz wiedzieć, że z racji przyjaznego klimatu i ciepłych zim, tutejsze domy nie są specjalnie izolowane, a okna potrafią mieć całkiem spore szpary, co sprzyja dobrej wentylacji, a przy takiej pogodzie jaka obecnie panuje, stanowią dodatkowe kanały dojścia dla szalejącego wiatru. Ale spokojnie, wszystko w granicach rozsądku, więc rzeczy nam nie fruwają po pokoju!
Santa Elena leży na 1400 m n.p.m, co budzi dodatkowe emocje. Wyobraź sobie, że jesteś wyżej niż bieszczadzkie pasma połonin o ponad 200 m! Teraz już wiem, że moje pierwsze, nocne skojarzenia były jak najbardziej słuszne, bo gdy zapadł zmrok, a my próbowaliśmy zasnąć, miałem wrażenie, jakbym leżał w łożu w wysokogórskiego schroniska. Nawet rzuciłem tekst do naszej załogi, iż mam nadzieję, że nie sypnie śniegiem!
Białej mazi nie ma, za to wszędzie jest mokro, lecz nie za sprawą deszczu, a chmur, w których spowite jest teraz miasto… i pomyśleć, że rezerwat Monteverde znajduje się jeszcze wyżej nad poziomem morza! Cóż tam musi się dziać!?
Dobra, teraz czas na śniadanie, ciepły ubiór bo są tylko 22 stopnie Celsjusza, porywisty wiatr i wszechobecna wilgoć.
Czuć przygodę w powietrzu!
No Comments