‘Kuźnia mocy’ to określenie zapożyczone od szanownego kolegi Artura, który tak pieszczotliwie określał klubową ‘pakernię’ (kieleccy wspinacze na tejże ‘pakerni’ budowali zimą formę na sezon w skałach).
Moją ‘kuźnią mocy’ jest góra, którą mam tuż przed chałupą, a zowie się ona (ta góra) Wysypań. Miejsce ciekawe i przy okazji dość barwne historycznie (więcej TUTAJ).
Góra na pierwszy rzut oka może i niepozorna, lecz jak już się na niej znaleźć, zadziwić nie jednego potrafi. Pod kątem biegowym, pracy nad siłą biegową, podbiegami i zbiegami, ściganiem saren i koziołków-idealna, bo już dosłownie na 7km można 350m przewyższeń zaliczyć.
Fota z kosą jest zamierzona, bo aby dobrze przygotować się do górskiego biegania, krzepa ogólna jest mile widziana. A wierzcie bądź nie, kosa potrafi ładnie dać w kość, i dzięki niej sporo ciekawych partii mięśniowych przypomina o swoim istnieniu.
Krótko mówiąc, wiejski lajfstajl, jeśli dobrze zorganizowany jest wielce dobroczynny na wielu płaszczyznach. Bo i człek spokojniejszy, i zdrowszy, i ogólnie jakiś taki bardziej na luzie. A praca fizyczna (remont chałupy, ogródek, koszenie, etc.) mimo iż czasem ciężka, to przynosi sporo satysfakcji, a i szacun wśród lokalnej ludności wzbudza 😉
I nawet jeśli czasem treningowo mniej pobiegam, albo nie pobiegam wcale, to chociaż przy kosie się zmacham, i mięśniom o sobie zapomnieć nie dam.
P.S.
A dziś, po całodniowych manewrach, gdy już słońce schowało się za Kiczorą (kolejna cudna miejscówka), odłożyłem kosę, i zaprosiłem Szachrajkę na biegowy wypad do ‘kuźni’…
No Comments