Czyli prawie tak, jak w szlagierze z przed lat. Wulkan w swym wnętrzu ciepły jest i przy okazji dobra z niego bestia, i tym ciepełkiem dzieli się z innymi. W tym przypadku, podgrzewa wodę do 37 stopni Celsjusza, czym sprawia przyjezdnym i tubylcom nie lada frajdę!
Teraz wyobraź sobie średniej wielkości rzeczkę lub większy górski potok, który wartkim nurtem przenika kamieniste, a miejscami wręcz skaliste koryto, a swą ciepłotą bardziej przypomina gorącą zupę, niż ‘normalny’ ciek wodny!
Miejscowość Tabacon, leżąca u podnóża wulkanu Arenal przeszło 40 lat temu została zmieciona z powierzchni ziemi przez rozgrzaną lawę wypływającą z wnętrza rozjuszonej góry.
Kilkadziesiąt lat później, próżno szukać tu normalnej osady. Jedynie pięciogwiazdkowe hotele, SPA i inne tego typu luksusowe atrakcje, zawdzięczające swą popularność głównie za sprawą gorących źródeł i niesamowitego widoku na Arenal. Niestety, dostęp do tych cudnych, gorących wód jest płatny, a przykładowa cena za możliwość spędzenia jednego dnia w takim miejscu (bez noclegu oczywiście) to minimum 100$!!
Całe szczęście, jest takie jedno, magiczne miejsce, do którego wejście ulokowane jest pod mostem, pod którym przepływają te same źródła, z tą jednak różnicą, że dostęp do nich jest całkowicie za free 🙂
Oczywiście dotarliśmy i tam, mocząc nasze białe zadki w tej fantastycznej wodzie przeszło 3 godziny!
Zanim jednak wylądowaliśmy w gorących źródłach, wczesnym rankiem wybraliśmy się w podróż po Parku Narodowym Arenal. W sumie około 15 km chodzenia, czasem delikatnego truchtu, połączonego z łapaniem ogromu tutejszej flory i fauny! Im więcej chodzisz, im ciszej jesteś, tym więcej jesteś w stanie uchwycić, dostrzec i doświadczyć.
Chodzenie po zastygłej lawie, wciąż żywego dowodu ostatniej erupcji wulkanu, jaka miała miejsce przeszło 20 lat temu to bardzo ciekawe doświadczenie. Poza tym, dobry moment aby sprawdzić jak wibram trzyma się takiej skały!
Smaczku całej wyprawy dodało drzewo, dość stare bo z przeszło czterystuletnią historią i niesamowitym wyglądem (fotka po powrocie).
Po obejściu wszystkiego co się dało pozostał mały niesmak. Zdecydowanie moim celem i marzeniem na dzisiejszy dzień była wspinaczka na szczyt wulkanu, czyli na jakieś 1633 m n.p.m. Okazuje się, że jest to zabronione ze względu na popiół, toksyczne opary i wciąż potencjalne ryzyko nagłe przebudzenia się Arenal.
Co prawda jutro o 10 stąd znikamy, ale jest myśl, aby spróbować drapnąć pobliski i wygasły już Cerro Chato. Niczego nie obiecuję, ale kto wie, kto wie?
PS Z racji czasowej różnicy i późnych godzin (w Polsce) mego nadawania, aby nie przegapić kolejnego wpisu polecam subskrypcję bloga. Gdy tylko nowy wpis ujrzy światło dzienne, Ty będziesz pierwszą/ym, który się o tym dowie 😉
No Comments