A gdy mnich gotuje…
Po niespełna dwóch godzinach spędzonych w medytacyjnej atmosferze, przepełnionej pozytywną wibracją, z wolna rozchodzimy się do swoich zajęć. I tak, dla przykładu Atul znika w kuchennych czeluściach, by zabrać się za przygotowanie śniadania (ciekawe co dziś ciekawego wyczaruje!), a Gaurasundar oddala się w kierunku goszali (czyli do stajni) by zająć się krówkami, a my ruszamy do naszych domków. W głowach wciąż kołaczą mantry, które ukierunkowują ciało, myśli i słowa we właściwą stronę…
Podczas gdy my oddawaliśmy się nabożnym czynnościom, słońce zdążyło wzejść ponad horyzont, szybko i skutecznie podnosząc temperaturę otoczenia. Wraz z promieniami słońca budzi się świat dzikich zwierząt, które co rusz przecinają naszą drogę, bądź czają się w zaroślach. To harcująca gromada tukanów, które przycupnęły w koronie drzewa, to iguana bacznie i w bezruchu przyglądająca nam się z ukrycia.
Atmosfera Madhuwan przesiąknięta jest wolnością i zrozumieniem. Bez tych cech, miłość i jej rozwój byłby znacznie utrudniony. Korzystam zatem z każdej nadarzającej się okazji by praktycznym zaangażowaniem oraz wiedzą płynącą z żywego drzewa tradycji wisznuizmu gaudija ‘zmiękczać moje serce‘.
Do tego wszechobecny spokój i brak pogoni za czymkolwiek. Jest dużo czasu na trudne ‘sam na sam‘ ze sobą i milionem myśli!
Nie wiadomo kiedy i już trzeba iść na śniadanie. Szybki marsz w górzystym terenie i 10 minut później meldujemy się przed kuchnią.
Nie wszyscy mnisi jedzą śniadanie. Jedni po prostu nie czują takiej potrzeby, drudzy są aż nadto zapracowani, więc w pełnym składzie spotkamy się dopiero podczas lunchu.
Atul zaskoczył nas po raz kolejny. Mimo niezbyt wielu dostępnych składników wyczarował na śniadanie coś, co w naszym odczuciu smakowało jak… szarlotka! Tyle, że szarlotką nie było, ba, nawet pół jabłka w tym’czymś się nie znalazło! Spód tej potrawy to w głównej mierze płatki (chyba owsiane), a góra, do złudzenia przypominająca jabłkową masę, to zapieczone cuadrados, czyli taki banan uniwersalny (gdy młody idealnie pasuje do dań słonych, gdy dojrzały jest jak normalny banan, jednak z odrobiną kwaskowej nutki, stąd to jabłkowe podobieństwo).
W założeniu jedzenie w klasztorze jest stricte wegetariańskie (wersja bez jajek), jednak tutejsi kucharze są tak kochani i wyrozumiali, że dostosowują się do przeróżnych gości i ich nawyków żywieniowych. Bywają tu frutarianie, witarianie, a i weganie to już żadna nowość.
Pożywienie w Madhuwan przygotowywane jest w skupieniu z dbałością o detale, a co chyba najważniejsze z dużym oddaniem i miłością. Co ciekawe, kucharz nigdy nie próbuje tego, co gotuje lub już ugotował. Pierwszymi Personami, które kosztują świeżo przygotowany posiłek są Bóstwa Dauji-Gopala, wokół których kręci się całe życie klasztorne.
Ten rytuał czy też akt oddania, można rozpatrywać z różnych perspektyw. Jedną z przyczyn, dla których tak to właśnie wygląda jest fakt, że wszystko co mamy pochodzi od Siły Wyższej (różnie, w różnych kulturach nazywanej), a my to tylko użytkujemy, pożyczamy coś, co nigdy nie było i nie będzie nasze. Taka postawa uczy pokory, szacunku i zrozumienia, że to nie my, ani tym bardziej nasze ego, nie jesteśmy odbiorcami przyjemności… a potem, oczywiście jest COŚ więcej!
No Comments