POZYTYWNIE ZAYERBIONY
– Co tam dzisiaj zalewasz?
– Paragwajka, Argentynka a może by tak Brazylijka? Czekaj, czekaj, przecież jeszcze jest Urugwajka, chociaż o ironio, w Urugwaju yerba nie rośnie…
– A mówią, że od przybytku głowa nie boli!
– Tia! I teraz jeszcze dolicz mnogość możliwości w każdej z kategorii, i może się okazać, że życia nie starczy by każdej yerboszki spróbować!
Pozytywnie zayerbiony.
Tak. Myślę, że to bardzo dobre stwierdzenie, które określa moje podejście do tematu yerba mate. A yerbą raczę się (tak, ja naprawdę nie dość, że lubię jej smak, to jeszcze celebruję każde nowe zalanie) od conajmniej 2009 roku. I jak widzisz na poniższym obrazku, wychowuję już kolejne pokolenie yerbopijców 😀
Kielce. Fuente de la Yerba
Na dobre jednak w yerbowe sidła wpadłem gdy mieszkałem w Kielcach. Pamiętam jak dziś nasze (czyli moje i Szachrajki) pierwsze podejście do kieleckiego lokalu w 100% poświęconego yerbie! Tak, w tamtych zamierzchłych czasach, Kielce miały swoją yerbiarnię o bardzo wdzięcznej nazwie Fuente de la Yerba!
Miejsce z trochę innego świata. Przyjemny lokal na samym końcu Sienkiewki, prowadzony przez prawdziwych pasjonatów dobrego ziela. Miła i bardzo wyczilowana atmosfera, a i klientela specyficzna. Nikt nigdzie nie goni, każdy celebruje swoją chwilę w odmętach yerbowego smaku. Bywają tu biznesmeni, studenci, himalaiści, wspinacze…
Gdy z Kielc przenieśliśmy się na podkarpacką wieś, z dostępnością yerba mate nie było już tak różowo. Dlatego z pomocą przyszedł nam internet i całkiem spory wybór miejsc, w których można było zakupić yerboszkę. Zamawialiśmy w różnych miejscach, różne marki i różne rodzaje. Sprawdzaliśmy, testowaliśmy, przepijaliśmy kolejne kilogramy yerbowego ziela 😉
Ależ to jest…
Gdy piszę ten tekst, to od razu przychodzi mi do głowy jedna, dość zabawna sytuacja, która miała miejsce w naszym kieleckim mieszkaniu. Pewnego popołudnia odwiedzili nas dobrzy znajomi. Po kilku chwilach nasza rozmowa zeszła na temat yerba mate – wszak dobry los chciał, że akurat w czasie ich wizyty siorbałem swoją zalewkę. Kolega, zauroczony mą opowieścią o tym jak picie yerby cudownie wpływa na samopoczucie, lepszy metabolizm, jasność umysłu czy mocne włosy, zażyczył sobie skosztować tegoż naparu.
Andrzej (bo tak ten kolega ma na imię) długo zachęcać mnie nie musiał, ponieważ dosłownie 8 minut później miał w rękach matero nabite niebieską Amandą. Pierwszy, a zaraz potem drugi łyk i… bleeeeeee! Ależ to nie dobre! Trzeciego łyku już nie było!
Kilka tygodni później, ponownie odwiedzili nas ci sami znajomi. Od słowa do słowa i nagle Andrzej pyta, czy mógłbym mu zrobić yerbę?! Na co ja, pomny poprzedniej próby mówię:
– ale przecież ostatnio tak cię skręciło, że już po dwóch łykach nie chciałeś słyszeć o yerbie, a teraz znowu chcesz pić to gorzkie świństwo?
– tak, wiem. Ale wiesz co? Wtedy tak się jakoś dobrze po tych dwóch łykach poczułem, że pomyślałem, iż mimo tego słabego smaku, będę pił yerbę. Po prostu dobrze się po niej czuję!
Bo jeśli ma być to ziele dobre, to niechaj będzie od dobreZiele.pl
Wróćmy jednak na podkarpacką wieś i szarą, polską, yerbową (na tamten czas) rzeczywistość. Po przetestowaniu wielu internetowych sklepów z yerbą, dość szybko zostaliśmy fanami (ja to nawet psycho) sklepu DobreZiele.pl
Potężny wybór, szybka dostawa, ale co najważniejsze, to pasja i umiłowanie yerby widoczne na każdym kroku.
A jeśli dopiero zamierasz wejść do świata Ilex paraguariensis, to ekipa Dobrego Ziela z pewnością Ci w tym pomoże.
Słowa te piszę w 2021 roku. Celowo o tym wspominam, ponieważ przez te kilka lat doświadczyliśmy wielu przemian i zmian, nie tylko na rynkach światowych ale i tych lokalnych.
I tak, jak jeszcze w roku 2013 jedyną opcją zakupu paczuszki z yerba mate była wizycie w wirtualnym sklepie, tak od dobrego roku, jestem w stanie zaopatrzyć się w yerbę nawet w lokalnym, wiejskim markecie. Wiadomo, wybór jest praktycznie żaden, jednak sam fakt, że będąc na yerbowym głodzie, nie mając dostępu do internetu mogę w tak kryzysowej sytuacji posiłkować się suszem z korczyńskiego marketu, krzepi sam z siebie.
Co nie zmienia faktu, że…
… w dalszym ciągu pozostaję wierny i yerba matę kupuję w moim ulubionym sklepie dobreziele.pl
A jak tylko jestem w Krakowie i mam wolną chwilę, to odwiedzam ich stacjonarny sklep. Bo spotkanie drugiego yerbopijcy zawsze cieszy podwójnie 😀
O yerbie napiszę jeszcze nie raz. I nie jest to przysłowiowe rzucanie słów na wiatr. Tym bardziej, że pierwsze kroki w tym kierunku zostały już postawione.
W 2015 nagrałem krótki filmiki z yerbą w roli głównej, a początkiem 2021 zacząłem mini-cykl podcastów związanych z tym magicznym zielem.
Uważać z marzeniami, mogą być poyerbane
Krótkie PS. Tak jak jeszcze 8-9 lat temu do głowy by mi nie przyszło, że w niedalekiej przyszłości będę biegał, do tego biegał po górach i to jeszcze na dystansach ultra, tak… nie przypuszczałbym, że pewnego dnia, moja relacja z Ekipą Dobrego Ziela wejdzie na inny niż dotychczas poziom.
Tym samym, to co kiedyś niezbornie chodziło mi po głowie, dziś stało się rzeczywistością. Postanowiliśmy, że conajmniej w tym biegowym sezonie będziemy się wzajemnie wspierać.
Energia krąży, pozytywne rzeczy dzieją się.
A Ty, siorbiesz yerbę?
No Comments